ostatnio coś mnie napadło i upiekłam chleb,
taki z mieszanki w torebce, z drożdżami,
razowiec...
pierwsze wrażenie - PYCHA - na ciepło jeszcze z oliwą...
mhmmmm...
ale już drugiego dnia chleb był praktycznie niezjadliwy ;(
jako, że nie lubię się poddawać,
padło na zakwas!
hodowałam go od 5 dni (o tym kiedyś też napiszę)
no i wczoraj był już niby gotowy do pieczenia ^^
mąkę dostałam od znajomego pracującego w młynie
(więc w razie porażki to raczej ciężko będzie zwalić winę na mąkę)
Mam na starcie 4 rodzaje mąk chlebowych
żytnia 720
żytnia 2000
pszenna 750
pszenna 1850
Po długim buszowaniu w internecie
wybrałam przepis na mój pierwszy chleb na zakwasie
pochodzi z książki chlebowego guru Jeffreya Hamelmanna
a ja wpadłam na niego na Pracowni Wypieków
zrobiłam go z połowy przepisu:
(i żałowałam później)
(i żałowałam później)
Dzień pierwszy (wieczór)
Zaczyn:
270 g mąki żytniej chlebowej (720)
225 g wody
50 g zakwasu żytniego
(gdzieś przeczytałam, że nie daje się mniej niż 20 g zakwasu,
a że mój zakwas młody jest - dałam go 30 g)
wszystkie składniki wymieszałam łyżką w misce,
naszły mnie wątpliwości bo całość była bardzo gęsta,
rano jednak okazało się wątpliwości były bezpodstawne,
zaczyn podwoił swoją objętość :)
Dzień drugi (rano)
Ciasto właściwe:
172 g mąki żytniej (720)
225 g mąki pszennej (750)
300 g wody
1,5 płaska łyżka soli
(3 g drożdży suszonych instant - nie dodałam)
dorzuciłam wszystko do zaczynu,
podmiksowałam,
i odstawiłam do ciepełka
konsystencja ciasta jest dość luźna,
(chyba tak mówi się na ciasto którego nie da się rękami formować)
bo tak jak widać na fotkach w Pracowni wypieków
ciasto nie było później formowane, ale przekładane do foremek
odstawiłam mieszaninę na godzinę w pobliże kaloryfera
podzieliłam na pół i przełożyłam do foremek o średnicy 16 cm,
wyszło po blisko 400 g ciasta na każdą foremkę
i znów odstawiłam na godzinkę (podwoiło objętość)
posypałam lekko mąką i do piekarnika;
piekarnik nagrzany do 230 stopni,
piekarnik nagrzany do 230 stopni,
wnętrze spryskałam kilka razy wodą (ze spryskiwacza)
zmniejszyłam do 220 stopni,
40 minut, zarumienił się dość mocno,
podejście 1 - uwagi
* tak jak pisałam wyżej - raczej nie było koniecznie dopiekanie, ale 100% pewności będzie po kolejnym pieczeniu
* chleb przywarł do formy, więc na przyszłość - podsypać czymś (jeden chleb wyciągnęłam prawie siłą z foremki, wszystko całkiem całkiem, tylko kawałek spodu został na foremce)
* drugi chleb "okroiłam" dookoła nożem, żeby odczepić boki od foremki i przykryłam na chwilę ściereczką
- odszedł łatwiej, choć nie idealnie
Drugie podejście - robię dwa te same ciasta równolegle
podejście 2 - uwagi
* zdecydowanie 20 + 40 minut pieczenia wystarczy
* do piekarnika spokojnie mieszczą się dwie porcje, czyli dwie okrągłe foremki i jedna prostokątna,
czasu pieczenia nie trzeba zmieniać
* posypałam słonecznikiem po umieszczeniu w foremkach,
przed ostatnim wyrośnięciem - tak jest dużo lepiej, słonecznik mniej odpada